Moc słów poświęconych krwią i przyjętych przez penitenta okazują się najbardziej owocnym sposobem na zdrowie. Zupa, doprawiona i podgrzana odpowiednio smakują jak duchowa strawa. Barka jak kremówka. Tak żywi się Jan wami święte robaczki.
Dreszcz emocji budzi każdego z nas z chwilą, gdy robak swą jaskinię porzuca i wykluwa się jeszcze nieopierzone pisklę duchowe na zadany w powołaniu narodowym – biały lub czarny orzeł – kształt. Iście wielki szał doznaje gromadka, gdy stado orłów się do lotu podrywa i atakują Jana swymi drapieżnymi dziobami – sępy kochane od dawna nic im nikt nie dał.
Autopsja, którą pisze ten orzeł pierwszej klasy, co na szczyt gór doleciał i tam zamieszkał, niech wam będzie jak ostrzeżenie – w górach aut brak.
Znajdzie tu radość natomiast każdy przyjaciel Jana, choćby w łachmanach i pusty portfel przyniósł. Dodaje się każdemu śmiałkowi odrobinę rozumu, że nikt inny tylko człowiek jeden drugiemu mury wybudował a na nich napis: „tego nie dam, to moje, won, odejdź”.
Boli to ojca, który wam wszystko dał, choć nie po równo – każdy ma inną misję, plan, powołanie do wypełnienia.
Adnotacją na murze niech się stanie: Naddatki oddaję braciom i siostrom za uśmiech bądź dwa. Tak podźwignie się Polska z kolan z głupim tekstem „jeszcze tego nie mam”. Ma brat!
Idźcie na cały świat zobaczyć na czym polega współpraca stanów, płci, dzieci z rodzicami i UCZCIE SIĘ w tym ich dobro naśladować. Potem z lupą do własnego domu, piwnicy, garażu czy kieszeni.
Co! Mam?
Tak ubogaca
