Urojone święta

Mylicie mnie z przesławnym przodkiem, który na imię ma Salomon, żyje w przepychu i kłania się mu najbogatsza z kobiet królowa Saby.

To nie mój dom.

Domyślcie się jak wygląd pół jaskinia, pół szopa, w której od miesięcy nikt nie sprzątał po bydle. Otwarte na oścież drzwi i okna, temperatura około 0 stopni C i ciepło z duszącego drewienka choinek. Wentylacji typowo w grotach nie budowała natura. Gdzie się nie ruszyć kłująca słoma i ciemność nieprzenikniona a obok łby zwierząt.

Tak przyszedłem na świat.

Wybrał mi to miejsce w bogactwie ciszy i spokoju Ojciec kierując tam moja zbolałą i utrudzoną ciążą Matkę i stroskanego do granic obłędu Józefa, by dać mi szansę od pierwszych chwil życia bym uświęcał i ukazywał światłem Prawdę o stanie świata.

Przyjmują mnie dusze głodne, zubożone, spragnione i przygotowane. Popatrzcie na moich Rodziców i ich postawę przy mnie.

Nie było w Izraelu, na Ziemi godniejszych serc, przy których mogłem się wychować i ogrzać w tą przeraźliwie wesołą noc w betlejemskich gospodach.

Żądam od Was w duchu przygotowania odmawiania sobie a odmawiania modlitw w intencji Józefa i Maryi Najgodniejszej Pary w zagubionym świecie. Kocham Was, już czas aby poznał świat świętość w Tabernakulum żłobka.

Obiecuję, że każdy, kto wezwie tym tytułem moich Ziemskich Rodziców otrzyma dozgonną łaskę ochrony od zbytków i umiłowanie w cnocie czystości. To dyktuje jako glejt dla was, świadczący o prawdziwym pochodzeniu tego słowa.

2024.XII.07 CZE-KIE