Umiłowałem Was miłością przedwieczną, za którą nic nie chcę. Ofiara jaką złożyłem na ołtarzu dla mego Ojca spłaciła wasz dług. To mój akt miłosierdzia, do końca za miłość nic nie będę oczekiwał. W tym Jestem niezmienny. To podstawowa prawda wiary. Dalej
Umacniam Was błogosławieństwem abyście na wzajem mogli się wymieniać owocem waszych prac różnych, bo tak chciała sprawiedliwość. Innym daję obiad, a innym deser. To nr 2. Dalej
Ilość i wielkość daru zależy od misji, do której zobowiązuję naród, rodzinę czy człowieka. Bez granic lituję się nad każdym, kto trwa przy mnie w pokorze na kolanach. To trzy. Dalej
Sobie zostawiam tylko to, co mi potrzebne do przetrwania – mój byt. Resztę mają stworzenia moje. Wybieram poszczególne z każdego gatunku i zasiedlam nimi całe rejony. To moja rola duchowa. Synom ludzkim pozostawiam pieczę nad stanami. To czwarta prawda. Dalej
Inne prawa układam na bieżąco akcentując stan społeczeństwa i wszystkich istot w moim słowie, które kieruję do serca bezpośrednio. Stąd wynika, że nie trzeba sie kurczowo trzymać starych prawd. To pięć prawd.
Przychodzę do ludzi w Najświętszym Sakramencie Ołtarza torując sobie drogę do miejsca, gdzie zwykle przebywam, niezliczoną ilość potyczek jakie staczam, by osiągnąć serce, mój dom. W wielu przypadkach przychodzę do swego okaleczony, po torturach, jakie zadają mi nastawienia duszy skłonne do grzechu. Idę jak na biczowanie, prawdziwą mękę przechodzę w człowieku jeszcze raz.
Parkany z żądań, nieuporządkowanych pragnień, czy w końcu śmiertelny grzech zatrzymują mnie i stojąc w przedsionku serca marznę na śmierć. Tak niewiele serc oczekuje mnie w czystości i rozgrzanym miłością pokojem zaprasza przyjmując mnie do siebie.
W tym moje przyjście nie różni się od drogi do Betlejem, domostw, gospodarstw oczekujących zbyt wiele, przepełnionych innymi gośćmi niechętnymi, by przyjąć Świętą Rodzinę. Przychodzę z całym dobytkiem bóstwa, w którym ziemskich grzechów po prostu brak. Tak zajmujemy z Tatą i Mamą jedno z najgorszych miejsc, do wielu komnat nigdy nie docieramy, choć stworzone zostały jak pałac dla Mnie jak świątynia w Jerozolimie. Z wielu serc uciekam chłostany tuż po narodzeniu.
Przyjmujcie mnie jak dziecko kochające nieskalaną miłością i przytulcie do głębi swego serca. Pozostaniemy na zawsze razem zjednoczeni w momencie ekstazy, gdy dusza przyjmuje Oblubieńca. Nie gotujcie mi drogi krzyżowej, jestem Istotą Egzystencji, Harmonii i Ofiary. Przebóstwiam mój naród na obraz Niebieskiego Jeruzalem, Królestwa Bożego ponad ziemskim panowaniem.
W środku waszego Jam jest i Ojcem i Synem i Duchem. Ukoję zbłąkane myśli jak pasterzy tego świata, odżywię Manną jak lud na pustyni, rozgrzeję towarzystwem świętych, rozpuszczę lód odrzucenia i oczyszczę, obrzezam serca z tego co niegodne.
Tym przygotuję dusze do wejścia do Mojego, kiedy nadejdzie czas. Przejdę przez wrota śmierci z wami jak kapłan mający wstęp do Prezbiterium Świątyni Mego Ojca w Niebie. Zobaczcie, ile was spraw zatrzymuje zanim osiągniecie progi jeszcze ziemskiej świątyni, kościoła. Przygotowuję was przez życie na śmierć, w śmierci godzinie do nowego życia. To czynię schodząc do was i potem prowadząc was do kościoła, mego domu, przedsionku Nieba na Ziemi.
Kto nie chce pojąć tych prostych prawd, nie pojmie mnie. Błogosławieni, którzy nie mają kościoła, a przyjmują mnie z serca drugiego człowieka. To moja wędrówka, pielgrzymka po oddalone owce świata. Taką nieskończoną miłością misjonarza kocham każdego, nawet najbardziej oddalonego od ołtarza. To tajemnica miłości, by kochać we wspólnocie serc.
Trwamy w oczekiwaniu otwartych serc. Jesteśmy unią miłości, iskrą nadziei, światłem światłości, początkiem i kresem w wiecznym przebywaniu z sobą. W jedności z tym, który był, który jest i który przychodzi. Jesteśmy jedno Tak. Jedno Amen.
To nasze prawo nadpisać wolę człowieka by spisał ostatnie z praw.
Jeho korona.
Kocham słowo kocham
Słowo?
Kocham

Przedwieczną miłością umiłowałem Cię…
2025.I.11 KRK