Namaszczony, wybrany, wyprodukowany władca Narodu zjawia się w obecnych chwilach w naszych myślach, sercach, nastawieniach. To Król Królów i Pan Panów. Przynosi ze sobą zbawienie ode złego, czyli przysięgi na stowarzyszenia, które w swojej głowie uknuł sam człowiek, jakby nie było władzy, do której można by się odwołać – choćby kapłan.
Ten w zamyśle odwiecznym Ojca miał funkcję zagubionym, oderwanym od stada owieczkom przywrócić kierunek powołania. Że się ta funkcja zdewaluowała to fakt, ale wina również po stronie trzódki, która za przewodnika przyjęła sobie obcy okular. Stąd brak prowokacji do dobra wymusił ospałość pasterza, który od lat nie usłyszał „Co robić?”. Tak wpadł w letarg, z którego się go wyciąga wybuchem dział.
Odnowa jedności spokoju i zgrania w rytm wypada na czas, w którym pojawia się odwieczny wróg dobrobytu: „sam sobie radę dam”. Pojawia się nowy stan – zgoda ale miłości brak. W tym stanie tkwi Europa od lat. Nikt się nie leje, ale za wszystko należna sowita opłata tak, bym się wzbogacił a zbiedniał brat. Tego i u nas nie brak.
Dmięciem w trąby na odwrót z tej drogi zła staje się posługa, w której pobiera się ciut niższy angaż niż ten, który jakby się mogło wydawać się należy. Daje się wtedy szansę, aby trochę pogłowił się brat czy siostra jak można smaczny ser zjeść za piątkę.
Otrzymane: 27.II.2022 KRK