Literalne rozdzielanie władzy i zasobów zmienia się w jedność z chwilą obniżenia potrzeb i uzyskaniu stanu posiadania wystarczającego do przetrwania przez następny sezon zimowy. Mistrzem przetrwania jest ten, który panuje w naszych sercach niepodzielnie.
Taktem swego jednania i rozpraszania wyznacza pory. Tylko czułość serca uchwyci ten nowy ton. Wracam do domu, ruszam w świat po brata, siostrę. Ulubionym momentem, gdy już w domu, a jeszcze nie jest się posłanym. Za tą chwilę dziękować.
Radość bierze się z chwili spełnienia posłania, z którym żem wyszedł z domu Ojca po Słowie, to znaczy oznajmionej woli i uposażonym na następny etap prac. Niekoniecznie cały zakres.
Utłuczony szlak, którym się podąża regularnie do Ojca, nazywa się zdrobniale własną drogą. Uczy ona pewnych nawyków widocznych w nastawieniach. To inaczej charakter, charyzmat. Uwielbiać zmiany można, ale niesie to ryzyko wykolejenia z obranego toru, po którym łatwiej stąpać.
Idiotyzm dzisiejszego świata to trwać w przeświadczeniu, że wszystko trzeba niezmiennie zmieniać. Prowadzi to do utraty cennych sił i życia skądinąd nie do zdobycia jak tylko starym traktem łask i ojcowskiego błogosławieństwa.
Zakręt w wykonaniu przychodzi, gdy człek, na chwałę i podobieństwo zrodzony, o ojcu swym i misji zapomniał biorąc dobrodziejstwa za swoje i nie cofając się, pomimo potyczek i pogorszenia idzie drogą zniszczenia i siebie i otoczenia za chwilę uniesienia, jakie wydaje brat, gdy się go następnym żądaniem okłada.
Ginie wtedy nadzieja, że się bratu uda człowieka z dna wyciągnąć, gdy sam nurkując potrzebuje powietrza. Tym tchnieniem chęć do poniesienia choćby chusty, którą się będzie pot z czoła brata ocierać. Taki tandem wdzięczności działa od lat a nazywa się ofiarą ze swego i poniesieniem ciężaru utrzymania na obecnym poziomie przez wiele lat. Herosi dzisiejszych lat, choć bywały podobne epoki, trudzą się w wysiłkach nie oczekując wynagrodzenia. Do nich należy ostatnie słowo, bo na ich barkach spoczywa świat. Stąd wydaje się jakby się Jan zapadł i Familii nie słychać od lat.
Symbolem polepszenia kierowca natchniony, który wołał o więcej koni, a teraz klęka i dziękuje za nogi. Tak rodzi się i w niebie nadzieja, żeby mu drugie życie dać a z nim całej rodzinie ludzkiej, która oleju do ognia dolewa. Brak jasnej klarownej ścieżki i planu prac oznacza, że poprzedni etap wymaga wykończenia, choćby i po nocach.
Miłość własnego dna dobija i Ojca i Jana. W tym nie gustować, by w lukrowych poduszkach trwać, podczas gdy na szczycie czeka na wędrowca miłość ojca i życiodajny nektar znany od lat pod nazwą miłosierdzia. Do tej wędrówki wystarczy plecak i podziękowania za wypełniony plan dobra, którym Bóg człowieka obdarza co dnia. Po tym poznam czy się wypełnia, czy wkoło otacza mnie gromadka, czy muszę w góry uciekać. Gdy widzę wyciągnięte ręce i roszczenia też przynieść Ojcu do rozważenia. On tę piosnkę zna od lat i potrafi tak losami pokierować, że oprócz tego będzie proszę i postawa na kolanach. A następnym razem kremówka dla Jana w formie „Barki”, że tak z nami na głębię wypływa i dusze wyciąga tysiącami, żeby choć na chwilę zobaczyły jak wolność wygląda.
Z tej perspektywy duchowego zera (bez długów) lepiej widać, że walka polega na tym, by możność zamienić na mądrość. W tym niestrudzenie wydeptanym szlaku nie(d)oceniony do dziś swój wkład Benedykt ma. Stąd walka o wolność zacząć się może od porzucenia nastawień z przeszłości i zaniesieniu Matce Nowonarodzonego garści podziękowań za błogosławieństwa, również w osobliwym uroku papieża.
—Z—
Otrzymane: 11.I.2023 KAZ-KRK