Umilam Wam świat poprzez łaski, którymi obdarowuję istoty moje według charakteru, jaki macie mieć. W tym nie mam umiaru, by każdy dostęp posiadał do cnót, natchnień, darów odpowiadającym powołaniu.
Wyznaczam Wam cel, którym jest dotarcie do Królestwa w miejscu obecnego przebywania tu i teraz gdziekolwiek mieszkacie, żyjecie, pracujecie, w jakimkolwiek stanie.
Poruszam Was co dnia, by wytworzyć lawinę dobra przepływającą przez stany od kapłańskiego po ten, który zwykł trzymać trzos. Między nimi cała plejada, wachlarz barw i odcieni różnie odbierających moje światło, słowo, miłość.
Uzupełniacie się wzajemnie, bo tak stworzyłem świat, aby nikt nie potrafił żyć sam. Grozi mu wtedy śmierć, choćby to geniusz co wszystkie pieniądze nakradł i schował się w jaskini pod kościołem.
Mówię, myślę, czynię święcie, doskonale, w pełni i tego oczekuję od dzieci, by mnie naśladowały. To recepta na stanie się, odnowienie w sobie oblicza, jakie mu nadałem, biorąc na siebie zobowiązanie wychowania na kształt imienia otrzymanego na chrzcie. Jan ma pierwszy głos. Maria bukiet cnót, Rafał moc a Stanisław męczeństwo cierpienia niezrozumienia tego, co przekazał Jan. To pierwsza sfera, główny charyzmat.
Mozaiką władz, jakimi dysponuję w danej chwili, otoczeniu, gdy dziecko rośnie, a dusza się rozwija, wypełniam z góry nakreślony plan, ramę obrazu człowieka. Buduję z tego, co mam: ojciec, dziadek, pradziadek choćby odziedziczony w wujach czy czasem przechowywany w pamięci płci pięknej. Przyroda, zwierzęta, otoczenie znane przez poprzednie pokolenia. Wszystko to składa się w całość. Nie dziwcie się więc, że wnuczka córkę przypomina a mama babcię. Jedna w drugiej jest w cząstce. Tak wygląda we mnie rodzina.
Istnieję poza czasem, ale żyję też w czasie w moich cząstkach. To ja decyduję o długości dnia czy krótkości chwili jako główny sprawca życia i śmierci, kiedy odpowiadam na powołanie od Ojca powrotu do Domu Nieba. Nie pomoże nikt człowiekowi, dusza walczy wtedy o utrzymanie i rozwiązanie pęt, które ją wiążą w stanie agonii. Stąd o wcześniejszą śmierć nie ma co zabiegać, a czym się dysponuje oddać, zanim przyjmie się spokojny odpoczynek.
Stwarzam w człowieku pozór niezależności, aby nie dał się wiązać w pęta nie dla niego przeznaczone, kajdany władz nierespektujących Bożych Praw, w tym prawa miłosierdzia. W nim króluję jako najwyższy Pan, niedościgniony przez człowieka. Mam zaczątek w wieczności, z niej czerpię, aby dać skruszonej duszy czas na naprawę, na przykład stłuczonych szyb po wybuchach gniewu – objawieniu złości z tego, że nie udał się plan ze Mną nieuzgodniony.
Winy biorę na siebie tak, by człowiek mógł kontynuować swój szlak życia podążając już według mojej woli, a rachunek rozlicza się na koniec życia. Do tego momentu ma czas, w tym, by przyjąć szczególną łaskę cierpienia na stare lata.
Informuję o zmianach na bieżąco, ale szczególne światła utrzymuję w Sanktuariach i Eucharystiach, jak i dogorywających cząstkach u kresu życia w ludziach starych.
Zaśmieca mi plan wieczna walka człowieka o prawo do panowania, którą uzurpuje sobie kreśląc swój plan. Miażdżę te głowy szatańskie dopuszczając gniew Ojca w katastrofach, nieurodzajach, czy przebłyskach Ducha dający nowe zrozumienia dla słowa jabłko, apple. Tak poddaję głowę sobie zasiadającym w sercu.
Stąd pierwsza reguła w każdym odnawianym zakonie to posłuszeństwo woli mojej wyrażonej w słowie KOCHAM.
Na tym kończę te noworoczne życzenia dla ludzi wszystkich stanów i wszelkich władz.
2025.I.21 KRK