Utrapieniem wielkim Boga, a i Jana, człowiek, który nieustannie przeszkadza, by swojemu stworzeniu poprawne warunki do funkcjonowania zapewniać każdego dnia. W tym klucz do rozwiązania zagadki, czyli uleczenia choroby.
Zdrowym odruchem każdego dnia udać się przed ołtarz, oblicze Boga czy choćby namiastkę wcielenia w drugiej osobie. W tym zwierciadle coraz mniej doskonałym odbija się postać człekokształtnego ssaka, który zechciał przyjąć ducha Adamowego szukającego schronienia od promieni sprawiedliwego Ojca.
Stąd ciągła ucieczka od Ojca, ale i pamięć istnienia w Jego ramionach i ograbianie stworzeń, nad którymi miał panować, z przynależnych im cząstek życia – słowem – zabijam, aby życie utrzymać.
Stwórca odwrotny przewidział plan, aby cnotą ofiarności dzielić się życiem, które sam człek pierwszy otrzymał. Zubożony darowaniem mógł liczyć siłą nadziei, by oczyszczone braki miłosiernie zaleczył i unowocześnił Stwórca. To droga naturalna dla człowieka prawego, iż na sprawiedliwą nagrodę miłości może czekać i położyć na szali ufność i chwilowe niedomagania. Tym większa radość z uzdrowienia.
Cykl umierania i ożywiania każdej komórki, tkanki, organizmu, wspólnoty stanowi podstawę istnienia. Siłowe próby utrzymywania starej skorupy (choćby nie wiem jak bezpieczna) prowadzą do zwyrodnienia – wszak człowiek nie żółw.
Utopijnym stwierdzeniem, iż osoba ludzka ma żyć wiecznie. Nawet św. Jan, choć istnieje, już nie taki sam i nie waha się, jako duchowy ojciec, wymierzyć bolesnego lania, którego się naród polski nie spodziewa. Wszystko dla dobra dziecka, które kocha. Odetnie się tym cięciem naleciałości nie polskie, nie słowiańskie, nie europejskie, wręcz nieludzkie a pozostanie istota człowieka, która odwiecznym prawem tworzenia daje życie = kocham. Przywrócony zostanie pierwotny porządek tak Janowi, jak i bliskiej mu gromadce swojski, zwyczajny, normalny. Ofiarowanie i oczekiwanie na reakcje, chętnie śpiew i kremówkę przyjmie.
Cząstki Polski nie sposób na nowo ułożyć, odnowić, gdy do granic nadęte możliwościami, a chęci do miłości tak brak, jak słowa Polska na ustach. Przeważający strach by nic wam nie odebrać i wiecznie pieniądze pomnażać odczuwa się jak smrodliwy wyziew z żołądka, który od lat nie miał chwili wytchnienia. Niech każdy zda sprawę, jakby na spowiedzi Janowi, co może położyć na szalę zbawienia Polski i wszech krępujących relacji, w które wpadła szukając drogocennego znaku dwukrotnie przekreślonej S-ki. Złuda od lat, kruszcem nie pokryta, zadziałała jak trans, w którym, jak w chocholim tańcu, buja się mizerny Polak.
Dać, podarować, ofiarować, poświęcić, ująć sobie, wspomóc, wesprzeć, umocnić, podtrzymać, utrzymać życie brata kosztem swego regułą niech się stanie każdego. Z tego odpytuje Jan swych rodaków którzy, po zdjęciu zasłony śmierci, chcą się do Ojca dostać.
Ten odruch miłosierdzia wprawia w ruch ciąg reakcji, procesy, takt służący odbudowaniu wzajemnych połączeń pomiędzy atomami i powstaje złota cząstka królewska. Powinowactwo do króla, coraz bardziej boska cząstka społeczeństwa nawisów sprzed lat pozbawiona.
Emanacja tego źródła światła ukrytego w sercu Polaka na kształt miłosiernego Jezusa przyciąga inne zwierzęta do źródła – ofiarnej funkcji tłoczenia życiodajnej krwi przez serce. Ulecza i odświeża ten akt całe otoczenie śmiałka, który na doskonały pomysł wpadł, by coś ze swojego na konto brata przelać.
W tym rytmie zostają uporządkowane wszystkie cząstki służące /czterokrotnie podkreślić/ odnajdując i cel i sens żywota w przedwiecznym planie Ojca N I E Z M I E N N Y M.
Łatwiej bowiem utrzymać w zdrowiu człowieka, gdy ten zechce ze wspólnotą świętych coś sprostować i wszech rozumnemu, choć niemądremu człowiekowi na kartach latarni wyłożyć i liczyć na odzew.
Niniejszym skreśla się wszelkie pytania do Jana, jaki lek zastosować w bardzo specyficznym stanie (którego nikt ponoć dotąd nie doświadczył) i zapisuje się w formie recepty: SŁUCHAM JANIE I UFAM.
Budowa społeczeństwa coraz bardziej doskonałego odbywa się zliczając procenty (promile) czasu poświęconego służbie Bogu i bratu bez przymusu i roszczeń wyrównania zaistniałego długu miłości. Wszelka słabość jednostek przejawiająca się wykorzystaniem łask otrzymanych od nieba dla nabicia sakiewki nie tylko spłyca dążenia do rozwoju, ale wbrew prawemu porządkowi występuje zezwierzęcając się i umaszynawiając, iż nie tylko unika Boga, ale i zwykłego człowieka, szukając ukojenia w zmyślnej klatce metalowej, która coś na monitorach wyświetla. Tak człowiek oddala się od Boga stając się nienawidzącym władzy niewolnikiem tyrana. Światło dzienne, radość z obcowania, dobrobyt duchowy, wszystkie obietnice zaprzepaszczone. Człowiek zapada się sam, byle mu nie przeszkadzać w poszukiwaniu zdrowia na własną rękę.
Gotowość zmian przychodzi często u kresu sił, kiedy i nadziei brak, możliwości do rozważenia a pozostaje zwykły trakt – żyję dopóki żyję. Cudów nie ma, cud, że żyje.
Ideałem byłoby, gdyby młody i w pełni sił Jaś nauczył się z Janem plany i sposób działania uzgadniać, siły łączyć i o te same dary prosić. Tak zwarty stan duchowy i cielesny zapewni spokojny rozwój i człowiekowi i rodzinie ludzkiej. Zyska na tym i stan anielski, choć chwilę odpocznienia nabywając, gdy człowiek przestanie coraz to nowe zagrożenia dla siebie wymyślać. Chwilka wytchnienia od nowoczesnego człowieka. Uff…ność u Boga.
W pigułce zdrowie na wysokim poziomie.
Na rezultaty można spokojnie czekać,
od czasu do czasu popijając czaj.
P.S. Wszelkie drobniejsze sprawy wymagające roztrząsania jak na przykład, jaką pszenica najlepsza do kutii kierować do Matki i Jej polskiej przedstawicielki Świętej Siostry Faustyny. Obie słyną z życiowych uzdrowień od lat.
Otrzymane: 2023.VI.11 KRK, Kazimierz