Widok z perspektywy ukrzyżowanego człowieka
(tzn. tak jakbym wisiał na krzyżu).



Znak krzyża ma symbolikę scalającą osobowość człowieka na poziomie jego władz umysłu (rozumu, pamięci i wyobraźni), jak również władz cielesnych i możliwości aż wreszcie władz umysłowych i cielesnych w sercu człowieka, miejscu ostatecznego decydowania, które wszystkie te elementy wyważa i scala dodając, bądź odejmując moc swoją.
Wszystko to dokonuje się w otoczeniu ducha. Tym otoczeniem jak suknia, jest dusza człowieka. Tym, co pozostaje po śmierci jest własnie ona, w pełni już i bez przeszkód z Bogiem połączona. Tą suknią dla świata jest Maryja.
W tym Maryja jest tak wywyższona, że jest ściśle z Duchem Świętym połączona i nie ma w Niej przeszkód do działania – wypełniania woli Boga. Przeczysta z Niepokalanego Ducha urodzona, z Miłości Boga Ojca według Słowa poczęła i porodziła niepokalanie Syna Boga. W tym zawiera się odwieczna tajemnica Dawcy Życia, by z wolą Boga ściśle współpracować, jak Maryja.
Umysł, pamięć i wyobraźnia, która niczym innym jest jak bramą do duchowego światła, tym się odznaczają i w nich tkwi taka rola, by istotom, które tej wyobraźni nie posiadają SŁOWO BOGA przekazywać w taki sposób, aby było dla nich zrozumiałe do przyjęcia i możliwe do wykorzystania w ich otoczeniach i stopniach na drodze do Ojca.
Stąpanie po tych stopniach umożliwia ciało człowieka, w którym poprzez szereg duchowo-fizycznych reakcji wyzwalana jest energia do działania, potocznie nazywana życiem, choć to nie do końca prawda, gdyż jest to jeden z przejawów życia.
Zarys tej wędrówki daje przykład ziarna, które w ziemię się wkłada i poprzez zaszyty szyfr powołania rozwija się i przekształca, jeżeli dostarczy mu się wody i światła.
Tak i człowiek działa i potrzebuje światła Boga i wody oczyszczenia i ożywienia. W jednym, jak i w drugim potrzebna równowaga to znaczy nie wszystko na raz bo inaczej para.
Zawiązkiem życia człowieka jest powołanie go do życia poprzez wypowiedzenie jego imienia. Tak czyni STWÓRCA.
Przyjęcie do wspólnoty Kościoła w formie sakramentu chrztu tylko to powołanie potwierdza.
Zarówno rodzice dziecka, jak i jego duchowi opiekunowie (para chrzestnych) mają jedynie, ale aż, tylko w tym zamyśle Boga do przekazania życia pomagać. Stąd słowa o wyższości Boga nad ojcem i matką, żoną, dziećmi i braćmi. Nikt i nic prawdy tej nie ma prawa podważać, iż to Bóg jest jedynym dawcą życia.
To nauka, której pycha człowieka nie trawi i ciągle go zniewala. W tym zawiera się zwycięstwo Ducha nad grzechem człowieka, że Maryja nie tylko bezgrzesznie poczęła, ale i niepokalanie porodziła Syna, krusząc tym władzę węża. AVE MARYJA.

Zagadka nie do rozwiązania dla człowieka, jak symbol śmierci może być symbolem życia. Pomostem do rozwiązania staje się wiara w objawionego Syna, który ten chrzest, czyli zanurzenie w wodzie życia, dokonał przenosząc siebie, a jednocześnie cały ówczesny świat, z perspektywy życia ciała do perspektywy życia ducha, wytyczając tym samym szlak, który wielu z Jego uczniów podąża do dzisiaj.
W tym się zawiera rozkaz, aby znienawidzić świat – to siła potrzebna do oderwania się od starego sposobu myślenia, w którym człowiek podtrzymuje swoje bytowanie kosztem duchowego życia, spalając cenny dar, którym jest dany mu w tym świecie czas.
Zarówno osoba jak i otoczenie może człowieka usidlać zawłaszczając sobie tytuł dawcy życia i odpychając go lub przyciągając na przemian. Łudzi go, iż bliżej jest lepiej a dalej gorzej. W ten sposób mami człowieka tak, iż myśli w kategoriach źródła, do którego zmierza. Tym źródłem, w tym kontekście staje się osoba, która sobie dar miłości Boga zawłaszcza.
Tak ważna w tym posługa kapłana i istota wieczernika, gdzie Bóg oddaje się tylko mężczyznom i przekazuje przez gest chleba dar duchowego życia. Ginie w tym geście macocha świata – nierządnica.
To Bóg działa w sercach ludzi, który się do siebie zbliżają. Już nie tylko rozmowa i kontakt, cześć, pa ale i więź duchowa, którą zechce Pan w sercach ludzkich formować. Tak buduje się relacja duchowa, ciało mistyczne Kościoła.
Zawsze o tym pamiętać, że scala Pan nas przez więzi serca, którymi potem umożliwia dzielenie się dobrem między jednym sercem a drugim. Czasami nierównowaga jest tak duża, że powoduje ból serca. To stanowcze powiedzenie tak, otwieram się na drugiego człowieka, wola człowieka by strumień się lał dopuki nie wyrówna się stan. Połączone naczynia: moje serce i serce brata.
Istnieje też pokusa, aby z pustego też dać. Pozywa nas do odpowiedzi złość tego świata, żądając od nas czegoś, czego u nas brak. Wtedy dochodzi do zubożenia, któremu na imię zapaść. Jeśli długo trwa bez wątpienia następuje zawał serca, czyli dłużej już tak nie mogę funkcjonować.
Stromość ścieżki, po której człowiek stąpa, definiuje sam Pan, a do wędrówki doposaża go Matka Kościoła poprzez swoje wierne sługi, które świadomie bądź nie zechcą współpracować.
Zamysł Boży w sercu człowieka rodzi się z nierównowagi pomiędzy tym, co posiada a tym, co drugiemu brak. Tak rodzi się możliwość czynienia dobra – dzielenie się tym, co wcześniej ktoś mi w formie niekończącego się talentu podarował.
Zadowolenie osiąga nie ten, który wiele nazbierał, lecz ten, który w relacji brania i dawania do końca swego ziemskiego życia wytrwał. To sygnał, że do ostatka ze złożonych w nim min skorzystał puszczając je w obieg.
Inna forma tego samego opowiadania zasadza się na fundamencie dzielenia się Chrystusem. To ciało mistyczne, które człowiek powołany jest aby pielęgnował i rozdawał. W człowieku mieszka sam Pan. Tego nie potrzeba pod lupą sprawdzać. Wystarczy stanąć w obliczu drugiego człowieka i zaraz zaczyna się coś dziać.
Zatorem w tych wzajemnych kontaktach staje się bariera nie do przebycia. Jest nią człowiek sam. To oznacza, że do niczego się nikomu nie nadam i od nikogo nic nie będę brał. Zaprzeczenie na kształt bunkra, w które zamienia się serce człowieka. Stopić ten mur może sam Pan, ale do tego potrzebna zgoda człowieka, który z własnej celi musi wyjść o własnych nogach. Już tej celi nie ma, ale tak się wychował, że brakuje mu łańcucha. Przezwycięża ten stan, gdy dla drugiego człowieka zechce się wyniszczać i umierać. To glejt – za tego brata życie oddam.
Ten ton powagi co na szalę pokłada rozpala tlące się w jego sercu ogniki miłości. Tym żarem topi pozostałości starego człowieka, który nic tylko by wokoło siebie dom budował, byleby tylko daleko od sąsiada i jeszcze solidny parkan.
Zewsząd otacza człowieka miłość Boża w taki sposób podana, by człowiek ją potrafił przyjmować: kwiat, słońca blask, uśmiechnięte oblicze drugiego człowieka. Tak człowiek nie ma już szans i skory się poddać. Dam się kochać.
Otrzymane: 8.IX.2019 KRK