Stan posiadania a z Bogiem relacja
Centesimus annus
Wypoczynek, wymiana sił na nowe, odnowienie, odświeżenie czy umocnienie w dobrym zaczyn swój bierze z miłości do człowieka poprzez ręce Ducha Świętego. Miłość jest paradygmatem, z definicji, Boga, niezmierzonego źródła tej fali, którą poddany Mu człowiek ulega jeżeli wolna wola nie czyni temu zapór poprzez:
- słowa ‘Boga nie ma’
- czy nastawienie ‘zapracuję sam’
- czy brzydką postawę pleców
Odbiera miłość ten, który nastawia odbiorniki uszy i oczy na dobro i piękno. Zastanowić się trzeba nad tym, co blokuje człowieka w odczuwaniu obecności Boga Ojca. Trudny dylemat, komuś czy sobie chwałę przypisywać.
Dylemat ten ma zbawczy akt:
I. Czynię więc jestem stwórcą
II. Posiadam więc władam
III. Umożliwiam, czynnie wykonuję swe zadania więc panuje
Wyklęci z raju odczuwali potężny brak tego, czego doświadczali u boku Ojca. Ten oścień, ta pustka trwa do dzisiaj i wada ta domaga się zapełnienia. Forma pozostała taka sama, czyli obraz Piotra, Andrzeja czy Jana w oczach Ojca. By wypełnić ten plan brakuje surowca, zdobywanego często przemocą, gwałcąc plan zbawienia. Forma się zapycha ale bigos z kremem z ciastka się miesza.
Dlatego piszę jeszcze raz by wyrwać oścień zła z serca Polaka jakim było poddaństwo i życie na łańcuchu władz. Można wymieniać: ciała, instynktu, pożądania, wad lub sensu large władz reprezentujących bramkę, która do pewnych dóbr prowadzi i myto za przejście pobiera. Taki stan zastał jak na urząd wolności się wspinał. Zerwanie kajdan udało się dzięki współpracy z tym ośrodkiem, który te kajdany dopuszcza – to najwyższa władza, Matka Natura, Jej najpiękniejsze wcielenie Maryja. Łańcuch, symbol zniewolenia nakłada człowiek sam – słowem, myślą czy nastawieniem. Inny tylko ten niewidzialny stan wykona. W tym przejawia się rola sumienia nad czynami brata jako rozproszona władza sądzenia. Jej Majestat wszystkie uprzedzenia rozprasza, stąd tytuł Usprawiedliwicielki naszej przed Obliczem Ojca.
Zamiarem odbicia Boga, Trójjedynego było umożliwienie Mu sprawowania władz nad Ziemią, nad sobą, nad swym bezpośrednim otoczeniem. Wyraz ten przybiera formę władz państwa jako samorządnych organów wytworu ludzkiej świadomości w obrębie narodu żyjącego na z góry zadanym terenie. Ten stan zamienia się w nieład kiedy brat zamyka bramę serca dla brata stawiając opór woli człowieka wiążąc go w świecie przez siebie stworzonym. Obraz: klatka, kodu brak, wejścia wyjścia nie ma.
Nieumiejętne posługiwanie się władzą, czy to nad swym ciałem czy nad dzieckiem czy nad grupą ciał żyjących, niesie ze sobą koszt wykrzywienia Boskiego stworzenia i powyginania, odcięcia ram, które przysługują z natury obrazowi Boga jakim jest człowiek. Mamy z tym do czynienia w obecnej epoce.
Stąpa człowiek po niepewnej ścieżce kreowania rzeczywistości, która nie znajduje potwierdzenia, uzasadnienia w prawach otrzymanych na kamiennych tablicach dla całej ludzkości, nie tylko ochrzczonej. Te elementy, jakby złudnie wymyślone prysną jak mydlana bańka jeśli tylko znajdzie się śmiałek, który zechce na siebie przyjąć huk pękającego balonika. Takim śmiałkiem był Jan i to stało się fundamentem posługi jako duchownego przewodnika narodu, z którego pochodzi. Utrapieniem był dla władz, które oparły swój plan światowej dominacji na doktrynie swobody obywatela w kajdanach władz. To fałsz. Niskość upadku człowieka tamtych czasów i teraz polega na tym, iż ten układ, choć w zmienionej formie przetrwał i dobrze się ma. Tak zdaje się każdemu, kto posiadania smak zna. Stabilizować ten stan ma promesa, że nikomu się nic nie odbiera jakby że po wsze czasy ma. To żart. Przynależność rzeczy to pierwotna cecha Boga, który posiadł stworzenie w całości.
Teraz wypełnia się wyższy plan, aby podnieść stworzenie do wyższego stanu, w którym dobroć i prawa kierujące światem realnie zauważa i zbliża się na drodze życia do źródła tych praw. Efektem tej wędrówki w góry, często wyglądającej jak wprowadzanie inwalidy na szczy Tatr, ma być poznanie majestatu Stwórcy, który łaskawie patrzy na tego nieboraka, którego prowadzi Jan. Uświadomienie tej małości w odniesieniu do potęgi Boga rodzi naturalną słabość dla własnego ja, które znika.
Umożliwia tę wędrówkę zawierzenie dóbr materialnych, których wymaga natura człowieka, bratu i siostrze, aby już lżejszy był i umysł i plecak. Z tego zaufania, niemej zgody, rodzi się dobro w postaci wyższości władzy duchowej nad naukową, a tej nad administracyjną, kontrolującą siłę mięśnia. Niepokój rodzi zachwianie tej umowy i próba odwrócenia praw, kiedy król za szablę sięga i siecze biskupa, który mu władzę nad ludem dał. Lekcja powtarza się na oczach jak komputer głodzi człowieka.
Wyjściem na prostą z tego zaciskającego się zakrętu dziejów jest służba czyli poluzowanie władzy nad posługującym ludem i stanięcie na świeczniku władzy Królestwa, której szczytem jest służba temu robaczkowi, który w towarzystwie giganta by kremówkę i kawę chciał. Słodycz dwustronna gdy nieborak coś na serwetce potrafi naskrobać i puścić w obieg, który swe powołanie wykona wracając przed Boży Majestat w postaci nawróconego serca.
Dmuchać w balonik nie trzeba, wystarczy wprawna ręka i puścić go do nieba – razem z załogą wypatrywać zwłok. Stąd przestroga, ale i dar, którym dysponuje każda wspólnota, każdy naród, aby pytać i wzajemnie konfrontować swoje spostrzeżenia z pespektywą brata, który swoje oko ma. Tak ma dojść do uzgodnienia, które stanowi podstawę, fundament do dalszego dzieła w formie buduje dom, fabrykę i szwalnię. Nie każdy ma możliwość i jest proszony na audiencje u Jana. Nie zawsze na to pora by do Ojca smarować. Wystarczy notka czyli poranny i wieczorny pacierz.
Wymaganie uzgodnienia (choć brak niekaralny), polega na dynamice świata i miejsca na drodze do wypełnienia odwiecznego planu Ojca, czyli przyjęcie każdego ludzkiego serca w bramy swego Jestestwa. Tych bram forsować nie trzeba, gdyż naturalny porządek wymaga, aby pokoleniami wracały do Serca ludzkie dusze. Dlatego niejeden po śmierci na łono Ziemi wraca, bo coś w przodkach się nie zlicza i szuka się zguby po polach po lasach po piwnicach. Stąd rozszerzenie słowa powoli według Woli Stworzyciela. Stopniowa budowa zaplanowanego miasta Boga, jakiego obraz przedstawia zmysłowo Apokalipsa dokonuje się na przestrzeni wieków i każda cząstka, każdy byt jest konieczna do kompletu. Gdy brak – stwarza się na nowo brakujący organ.
Wytrychem do tych bram wydaje się wszechwiedza i wszechmoc nad siłami Ziemi, które pozwolą stworzyć nowy ład według praw nie w pełni odzwierciedlających złożoność człowieka i realiów dnia a cofające ludzkość do czasów świątyń egipskich gdzie ze szczytu piramidy miało się wszystko widzieć i tak panować. To fata morgana i złuda obecnych władz. Zaprzecza ona naturalnemu porządkowi, w którym władzę posiada ten, który wg woli Ojca swe życie oddaje za brata, który jeszcze tej zasady nie dojrzał i w głowie mu tylko moc kawy, po której zostaje kwas. Cukier też dopinguje, ale swój kres ma czyli krótkowzroczność. Tak osiąga granice swych możliwości człowiek, któremu sił zaczyna brakować by po polu sobie obranym za własność latać i gubi się w meandrach myślenia, które ukuł od urodzenia. Posiada a życia nie ma.
Przywrócenie odwiecznej struktury wymaga pokłonienie się przed Majestatem Boga Jedynego Stwórcy Władcy i Ojca Ziemskiego Układu Sił a w szczególności uhonorowanie Jego obrazu w postaci Jezusa, który wytyczył nowy styl panowania poprzez ofiarę ciała i ducha. To FIAT dla dalszej współpracy miłości, która zakończy swój obecny etap w momencie końca świata. W tym cel swój i Jan ma by rodzina Jego bezpieczną komnatę w Królewskim Pałacu posiadała, choćby z miłosierdzia. Taki plan Jan posiada, stąd zbytków materialnych w Łagiewnikach brak.
Słowa otrzymane: 29 VIII 2021 w Sanktuarium JPII w Krakowie